Marytoryka doradcy bankowego

Pewnego dnia zadzwonił do mnie klient, który od kilku miesięcy próbował uzyskać kredyt na zakup nieruchomości. Był on klientem jednego z największych banków na polskim rynku od kilkunastu lat. Nic więc dziwnego, że chcąc kupić mieszkanie pierwsze kroki skierował do tej instytucji. Rozmowa nie trwała długo. Przemiła Pani poinformowała go o zdolności kredytowej na kwotę ok. 40 000zł. Wobec zapotrzebowania na kwotę niemal dziesięciokrotnie większą klient szybko opuścił lokal oferenta.

Chcąc zaoszczędzić sobie pieszych wędrówek po bankach postanowił skorzystać z usług dużych firm pośrednictwa kredytowego. Efekt był nie lepszy. Po kilku miesiącach kredytu ciągle nie było i nic go nie zapowiadało. Wszyscy rozkładali ręce w geście bezradności. Termin zapłaty zbliżał się bezlitośnie.  A sprawa nie była prosta, bo:

- klient prowadził działalnośc gospodarczą o charakterze sezonowym (branża rybna)

- klient miał dużo zobowiązań kredytowych z wysokimi ratami

- klient chciał kupićnie ruchomość z osobą, z którą pozostawał w związku nieformalnym

- osoba ta uzyskiała dochód z umowy na zastepstwo )poszechnie nieakceptowane przez banki źródło dochodu), a jednocześnie była poręczycielem kredytu swojej córki

- osoba ta musiała uczestniczyć w transakcji ze wzgledów podatkowych - posiadała środki ze zbycia innej nieruchomości, które musiały zostać przeznaczone na zakup innej (wszystko po to by uniknąć podatku dochodowego)

Krótko mówiąc konstrukcja musiała być następująca:

- klient jest samodzielnym kredytobiorcą

- mieszkanie kupowane jest na zasadzie nabycia udziałów przez obojga partnerów

- partnerka klienta zostaje wyłączona z wnioskowania o kredyt (w takim przypadku nie bierze się pod uwagę jej zobowiązań kredytowych)

- kredytów należało się pozbyć w celu osiągnięcia zdolności kredytowej.

 

I tu uwaga. Tylko jeden bank na rynku, przy transakcji na ryku pierwotnym, jest w stanie zrobić taką konstrukcję z wyłaczeniem współnabywcy nieruchomości (po 50% udziałów) z kredytu. Jaki to bank. A no dokładnie ten, który poinformował klienta o braku zdolności kredytowej i odesłał z kwitkiem pomimo wiloletniej, wcześniejszej współpracy.

Dodardca bankowy licząc zdolność kredytową nie wziął pod uwagę możliwości przemodelowania transkacji, tak, aby zdolność jednak uzyskać. Taka możliwość była, ponieważ klienci posiadali gotówkowo 20% wkładu własnego na nabycie i wystarczyło 10% procent przerzucić na rzecz spłaty innycch zobowiązań, by cel został osiągnięty. Czy pracownikowi nie chciało się pomyśleć? Czy był zmęczony? Czy może zabrakło przygotowania merytorycznego, doświadczenia? Nie wiem.

Efekt był taki, że to samo powielali inni doradcy, a klient miesiącami oczekiwał na finał.

Po opracowaniu strategii kredyt został wypłacony w przeciągu dwóch tygodni.

Klienci z uśmiechem na twarzach nabyli własne M.

Jaka więc jest odpowiedź na pytanie do kogo udać się po kredyt? Po prostu trzeba mieć szczęście ;]

 

Zachęcam do współpracy.

Paweł Trochonowicz

Skontaktuj się z tym ekspertem

Zadzwoń: 792583593

Albo wyślij wiadomość

Porozmawiaj z ekspertem

Nasi eksperci:

Znajdź eksperta w swoim mieście